Łotrzyca |
sobota, 4 marca 2017
wtorek, 21 lutego 2017
Barbarzyńca
Barbarzyńca Dork Autor: Qillanthe |
Blizny z przeszłością
Opowieść Barbarzyńcy
Autor: Starleen
Ognisko ledwo
się tli, powietrze przenika chłodem. Szarości i fiolety wieczoru
pogłębiają się, przechodzą w czerń. Przyjazne odgłosy lasu
cichną, a budzą się inne, te dzikie i złowrogie. Ale ty nie boisz
się, bo i czego? To tylko puszcza. Twój drugi dom. Otulasz się
mocniej futrem i wyciągasz dłonie do nikłego żaru.
To jedna z
tych nocy. Czas zadumy. Czas wspomnień. Czas, który zawsze
nadchodzi niespodziewanie, nieproszony, a z głębin pamięci wywołać
go może byle drobiazg.
Tym razem
powodem była twoja nieuwaga – podczas przygotowywania obozu na noc
skaleczyłeś się toporkiem. Ostrze ześliznęło się po stopie,
otarło skórę, nic groźnego, nawet nie zostanie blizna, ale...
Właśnie. Blizna. Jedno słowo, jedna myśl – i tyle wystarczy, by
najbliższa noc była bezsenna.
Przypomina ci
się twoja pierwsza szrama.
Miałeś
wtedy jakieś dziesięć lat, a nieposłuszeństwo wobec starszych
krążyło ci w żyłach zamiast krwi. Uznałeś, że nadeszła pora,
by zamienić drewniany miecz, którym ćwiczyłeś z rówieśnikami,
na prawdziwy, stalowy, taki jak u ojca. Zakradłeś się do pracowni
mistrza mieczy i jak urzeczony stanąłeś przed rzędem pięknych,
czekających na odbiór ostrzy. Nieważne, że każde z nich już do
kogoś należało, że jakiś wojownik wysupłał na nie złoto z
węzełka. Zapragnąłeś własnego miecza, nic innego się nie
liczyło. Sięgnąłeś po jeden. Największy. Najpotężniejszy. I
najcięższy. Uniosłeś go wysoko, by się zamachnąć...
Następne, co
pamiętasz, to potworny ból i krew lejącą się po nodze. I surowy
głos ojca, podczas gdy matka z zaciśniętymi ustami bandażowała
ci udo i przykładała mokry gałganek do czoła. Okazało się, że
uległeś mocy miecza. Twoje chłopięce ręce ugięły się pod
brzemieniem, wątłe palce wypuściły ciężar, a ten runął na
ciebie i pozbawił przytomności. Mogło być dużo gorzej. Miecz
mógł złamać ci nogę, mógł nawet zabić, a tylko pokaleczył.
Oczywiście
nie ominęła cię kara od ojca, a potem od matki. Musiałeś przez
pół roku pomagać każdemu z nich w gospodarstwie, podczas gdy
twoja rana goiła się, a inni chłopcy i dziewczęta kontynuowali
naukę władania bronią. Wstyd był gorszy od bólu, a od wstydu –
opóźnienie w ćwiczeniach. Zostałeś w tyle i próbując nadążyć,
popełniałeś głupie błędy. Dopiero dziadek, widząc twoją
frustrację, powiedział któregoś razu:
„Jeszcze
przyjdzie czas na imponowanie siłą, mały lisie. Teraz jest czas
wyciągania wniosków. Czy niecierpliwość ostatnio nie wyszła ci
bokiem, hę? Spójrz no na bliznę... Choć przyznam – tylko nie
powtarzaj ojcu – że to cholernie ładna blizna. Taka szrama w
twoim wieku to powód do dumy. Będziesz mógł mówić, że pierwszą
bliznę nabyłeś pacholęciem będąc. I niejedną przepiórkę...
to znaczy, dziewczynę na nią złapiesz. A że to nie twoja ostatnia
blizna, to ja jestem pewien jak śmierci”.
Uśmiechasz
się. Dziadek miał rację. Na następną szramę nie czekałeś
długo, zaledwie pięć lat.
Wtedy już
dawno przestałeś być małym lisem, wyrosłeś na wielkiego, ryżego
niedźwiedzia. Wystrzeliłeś wzwyż i wszerz, wzrostem dorównałeś
ojcu, a i krzepą niewiele mu ustępowałeś. Tylko w głowie wciąż
przeważało siano...
Dziadek nie
mylił się również co do dziewcząt. Zerkały na ciebie z
zaciekawieniem, także te trochę starsze, i nagle zdawały się nie
pamiętać chudego dziesięciolatka, który nie był w stanie dotknąć
prawdziwego miecza bez zrobienia sobie krzywdy. Ha, te kilka lat
później machałeś takim mieczem jak patykiem. Popisywałeś się
chętnie. To robiło wrażenie. To wywoływało dziewczęce zachwyty.
Ale nie podobało się innym młodzieńcom. Także tym trochę
starszym. Zwłaszcza im.
Dopadli cię
na uboczu podczas Festynu Lata. Pijani i w sześciu. Ty też miałeś
nieco w czubie, bo pierwszy raz w życiu pozwolono ci skosztować
trunku, więc zamiast złagodzić – zaogniłeś. Padły harde
słowa, posypały się wyzwiska, poszły w ruch pięści. Wataha
wilków otoczyła niedźwiedzia i choć broniłeś się szaleńczo,
choć powaliłeś dwóch, musiałeś ulec tak jak wcześniej ugiąłeś
się pod ciężarem miecza. Kopali cię i okładali drągami, któryś
już sięgał po coś ostrego... I znów mogło skończyć się źle,
lecz wciąż bystre oczy dziadka zobaczyły, co się dzieje.
Staruszek krzyknął po pomoc, zbiegło się kilku mężczyzn,
odciągnęli zaślepionych żądzą krwi młodziaków. Dziadek
pomagał ci wstać i był naprawdę przerażony, bo leciałeś mu
przez ręce. Potem w twojej pamięci zieje dziura. Od ojca wiesz, że
przez cztery dni leżałeś nieprzytomny, a matka już niemal cię
opłakiwała.
Tym razem,
oprócz licznych stłuczeń i krwiaków, które w końcu się zagoiły
– trzasnęła kość nosa. Pozostał ślad, druga blizna. Dziadek
znów stwierdził, że to nie ostatnia i że to pewne jak śmierć.
Uśmiech
znika z twoich ust. Dziadek jak zwykle się nie mylił. A już na
pewno nie w sprawie śmierci.
Minęło
kolejne pięć lat i nastały złe czasy.
Czasy podboju
słabszych przez silniejszych... czy raczej mniej licznych przez
liczniejszych, bo mieszkańcy twojej osady do słabych nie należeli.
Właściwie było to jak atak na ciebie podczas Festynu Lata, tylko w
niewyobrażalnie większej skali. Armia najeźdźcy zataczała wokół
was coraz mniejsze kręgi, niby wzbierająca rzeka podmywająca
drzewo na wzgórzu. Wiedzieliście, że ostateczna bitwa to kwestia
kilku miesięcy. Żyliście z dnia na dzień w oczekiwaniu na
najgorsze, z mocnym postanowieniem, że nie sprzedacie tanio skóry.
Agresor
stawał się coraz bardziej zuchwały. Najpierw rozkradał wasze
zbiory, potem połakomił się na młode kobiety i młodych mężczyzn
– do służby w powstających warowniach, do pracy w kopalniach
złota i miedzi. Krew się w tobie gotowała za każdym razem, gdy
zbrojne poselstwo przybywało pod ostrokół. Wielokrotnie planowałeś
zebrać wojowników i przypuścić atak na znienawidzonych posłańców
wroga. Ale za każdym razem ojciec chwytał cię za ramię i
przypominał, że taki akt szaleństwa przyniesie zgubę całej
osadzie. Strząsałeś jego rękę i odchodziłeś w cień, wściekły,
bezsilny i pełen rozgoryczenia.
Pewnego dnia
przyjechali po ciebie.
Dowódca
zbrojnych z wysokości siodła wskazał cię toporem i oznajmił, iż
nadeszła pora, byś poświęcił się dla dobra wioski i poszedł
pracować do kamieniołomów.
W jednej
chwili zrozumiałeś, co chciał przekazać ci ojciec. Byłeś gotów
podążyć za wrogiem choćby i na śmierć, żeby tylko osada
ocalała. Wystąpiłeś z grupy stłoczonych rówieśników,
wyciągnąłeś dłonie do założenia kajdan...
„Stać!”,
rozległ się władczy okrzyk. „Nie ważcie się tknąć chłopaka!”
Wszyscy
odwrócili głowy w stronę twojego dziadka. Staruszek stał przed
chatą, wsparty na kiju, drżący ze słabości i wzburzenia. W
ostatnich latach zaniemógł i rzadko wstawał z łóżka, słuch i
wzrok jednak wciąż miał godne pozazdroszczenia. Musiał zobaczyć
przez okno, co dzieje się na placu pod bramą.
Dowódca
zbrojnych zsiadł z konia i podszedł wolno do mizernej postaci.
„Albo co
zrobisz, staruchu?”, wycedził szyderczo przez zęby.
Dziadek
wyprostował się, odrzucił kij. Patrzył na wroga bez lęku.
„Doszły
mnie słuchy, że macie problemy z chętnymi na ofiarę i wasi
bogowie się gniewają. Weźcie mnie zamiast młodego i złóżcie w
ofierze. Weźcie mnie i przysięgnijcie, że młodemu nie spadnie
włos z głowy, choćbyście zrównali wioskę z ziemią!”
Dowódca nie
namyślał się długo.
„Istotnie,
dobrowolna ofiara niesie wielką moc. Masz moje słowo, starcze”.
Nie
pamiętasz, kiedy powaliłeś pilnującego cię strażnika, wyrwałeś
mu topór i z rykiem rzuciłeś się na dowódcę. Nie mogłeś, po
prostu nie mogłeś pozwolić, by ten plugawy wojak zabrał twojego
dziadka i złożył jego życie w ofierze okrutnym bóstwom. Nikt i
nic nie powstrzyma twojej ręki przed zabiciem tego ścierwa!...
Nikt –
oprócz samego dziadka.
„Dork”,
jego głos brzmiał łagodnie, gdy starzec stanął na twojej drodze.
„Jestem śmiertelnie chory, niedługo zupełnie stracę władzę w
mięśniach. Moje dalsze życie w osadzie nie ma sensu, byłbym tylko
obciążeniem. Pozwól mi po raz ostatni na coś się przydać. Na
ciebie czeka inne przeznaczenie, w innym miejscu i czasie. Musisz
żyć, by je wypełnić”.
Otrząsasz
się z zamyślenia, sam pośród nocy. Dalszego ciągu nie chcesz
wspominać, choć natrętne obrazy z przeszłości powracają wciąż
i wciąż. Obrazy, jak otoczony przez zbrojnych, bezsilny i
zrozpaczony, musiałeś ulec, podczas gdy dowódca zakuwał twojego
dziadka w kajdany. Obrazy, jak jeden z najeźdźców podniósł topór
i zdzielił cię po twarzy obuchem – dla pewności, że nie
sprawisz więcej kłopotów, bowiem dobrowolna ofiara twojego dziadka
była zbyt kusząca, by pozwolić ci jej przeszkodzić. Obrazy, jak
zadzior na obuchu przeorał ci skórę czoła, policzka i szyi,
zostawiając pamiątkę na resztę życia.
Trzecią
bliznę.
Tamtego dnia
poprzysiągłeś sobie, że już nigdy żadna blizna na twoim ciele
nie powstanie bez twojej zgody. Każdą wytniesz sobie sam. Jeden
ślad za jednego zabitego.
Twoja osada
nie istnieje, twoi bliscy zostali wyrżnięci podczas bitwy, do
której w końcu doszło, dużo później. Ale dowódca zbrojnych
dotrzymał słowa, zachował cię przy życiu. Ku własnej zgubie. Bo
jeśli trzy blizny czegoś cię nauczyły, to cierpliwości.
Dziadek jak
zwykle miał rację. Twoje przeznaczenie jeszcze się nie wypełniło.
Dorzucasz
drewna do ogniska, płomienie buchają jaśniej i żwawiej. Wyciągasz
dłonie ku ciepłu i światłu. Trzy proste cięcia na przedramieniu
stają się lepiej widoczne. Jeden ślad za jednego zabitego.
Do zabicia
zostało ich jeszcze wielu, bardzo wielu.
Ale ty masz
jeszcze mnóstwo miejsca na rękach.
wtorek, 23 września 2014
Zaklęty Las - z czym to się je?
Czym jest Zaklęty Las?
To takie miejsce za siódmą
górą i dziesiątą rzeką, gdzie leżą skarby, czają się potwory
i dzieje się mnóstwo okropnych rzeczy. Historię tego tajemniczego
zakątka przybliżymy wam w innym miejscu, na razie musicie wiedzieć,
że:
- Zaklęty Las jest wredny i podstępny,
- Zaklęty Las ma wrednych i podstępnych mieszkańców,
- na końcu podroży w Zaklętym Lesie czeka wredny i podstępny boss,
- wszystko w Zaklętym Lesie, co nie jest wredne i podstępne, i tak zamierza was zjeść,
- ale czeka was tutaj niezapomniana przygoda!
Przygoda? Wow! Jaka
przygoda?
Przygoda w formie gry
planszowej z gamą barwnych postaci do wyboru i kilkoma krainami do
odwiedzenia. Natkniecie się tutaj na tajemnicze podziemia, nieprzyjazne osady, zabójcze potwory, krwiożercze wiedźmy, wkurzonych elfów, zmienną pogodę,
kapryśny wulkan oraz każdy inny kataklizm czy nieszczęście,
jakie możecie sobie wyobrazić.
Co w niej takiego
wyjątkowego?
Jest to gra zespołowa –
gracze contra Las. Zapomnijcie o rywalizacji na planszy i groźbie
zerwania wieloletnich przyjaźni! Każda przygoda potrzebuje bowiem
tylko czterech rzeczy: dobrej drużyny, dobrego ekwipunku, dobrego
celu i dobrego przeciwnika. Zaklęty Las daje to wszystko: możliwość
zdobycia mniej lub bardziej potężnych artefaktów (bo bez nich
jesteś trup), możliwość współpracy między graczami (bo bez
niej tym bardziej jesteś trup), możliwość odnalezienia skarbu i
pokonania jego strażnika (inaczej strażnik sam przyjdzie i będziesz
trup), a tym samym – usunięcia źródła Zła w Zaklętym Lesie
(bo w przeciwnym wypadku cały świat... czy musimy mówić, co się
z nim stanie?).
Skąd wziął się
Zaklęty Las?
W uniwersum gry –
Zaklęty Las to wytwór chorej wyobraźni jednego z finalnych
czarnych charakterów; taki straszak na nieproszonych gości, by
ukryć skarby i zakazane eksperymenty magiczne. W naszym uniwersum –
to wymysł chorej wyobraźni autorek; taki wabik na graczy, by
zdobyli owe skarby i rozprawili się ze Straszliwym Bossem!
Subskrybuj:
Posty (Atom)