Zakładki

wtorek, 21 lutego 2017

Barbarzyńca

Barbarzyńca Dork
Autor: Qillanthe



Blizny z przeszłością

Opowieść Barbarzyńcy

Autor: Starleen


Ognisko ledwo się tli, powietrze przenika chłodem. Szarości i fiolety wieczoru pogłębiają się, przechodzą w czerń. Przyjazne odgłosy lasu cichną, a budzą się inne, te dzikie i złowrogie. Ale ty nie boisz się, bo i czego? To tylko puszcza. Twój drugi dom. Otulasz się mocniej futrem i wyciągasz dłonie do nikłego żaru.



To jedna z tych nocy. Czas zadumy. Czas wspomnień. Czas, który zawsze nadchodzi niespodziewanie, nieproszony, a z głębin pamięci wywołać go może byle drobiazg.



Tym razem powodem była twoja nieuwaga – podczas przygotowywania obozu na noc skaleczyłeś się toporkiem. Ostrze ześliznęło się po stopie, otarło skórę, nic groźnego, nawet nie zostanie blizna, ale... Właśnie. Blizna. Jedno słowo, jedna myśl – i tyle wystarczy, by najbliższa noc była bezsenna.



Przypomina ci się twoja pierwsza szrama.



Miałeś wtedy jakieś dziesięć lat, a nieposłuszeństwo wobec starszych krążyło ci w żyłach zamiast krwi. Uznałeś, że nadeszła pora, by zamienić drewniany miecz, którym ćwiczyłeś z rówieśnikami, na prawdziwy, stalowy, taki jak u ojca. Zakradłeś się do pracowni mistrza mieczy i jak urzeczony stanąłeś przed rzędem pięknych, czekających na odbiór ostrzy. Nieważne, że każde z nich już do kogoś należało, że jakiś wojownik wysupłał na nie złoto z węzełka. Zapragnąłeś własnego miecza, nic innego się nie liczyło. Sięgnąłeś po jeden. Największy. Najpotężniejszy. I najcięższy. Uniosłeś go wysoko, by się zamachnąć...



Następne, co pamiętasz, to potworny ból i krew lejącą się po nodze. I surowy głos ojca, podczas gdy matka z zaciśniętymi ustami bandażowała ci udo i przykładała mokry gałganek do czoła. Okazało się, że uległeś mocy miecza. Twoje chłopięce ręce ugięły się pod brzemieniem, wątłe palce wypuściły ciężar, a ten runął na ciebie i pozbawił przytomności. Mogło być dużo gorzej. Miecz mógł złamać ci nogę, mógł nawet zabić, a tylko pokaleczył.



Oczywiście nie ominęła cię kara od ojca, a potem od matki. Musiałeś przez pół roku pomagać każdemu z nich w gospodarstwie, podczas gdy twoja rana goiła się, a inni chłopcy i dziewczęta kontynuowali naukę władania bronią. Wstyd był gorszy od bólu, a od wstydu – opóźnienie w ćwiczeniach. Zostałeś w tyle i próbując nadążyć, popełniałeś głupie błędy. Dopiero dziadek, widząc twoją frustrację, powiedział któregoś razu:



„Jeszcze przyjdzie czas na imponowanie siłą, mały lisie. Teraz jest czas wyciągania wniosków. Czy niecierpliwość ostatnio nie wyszła ci bokiem, hę? Spójrz no na bliznę... Choć przyznam – tylko nie powtarzaj ojcu – że to cholernie ładna blizna. Taka szrama w twoim wieku to powód do dumy. Będziesz mógł mówić, że pierwszą bliznę nabyłeś pacholęciem będąc. I niejedną przepiórkę... to znaczy, dziewczynę na nią złapiesz. A że to nie twoja ostatnia blizna, to ja jestem pewien jak śmierci”.



Uśmiechasz się. Dziadek miał rację. Na następną szramę nie czekałeś długo, zaledwie pięć lat.



Wtedy już dawno przestałeś być małym lisem, wyrosłeś na wielkiego, ryżego niedźwiedzia. Wystrzeliłeś wzwyż i wszerz, wzrostem dorównałeś ojcu, a i krzepą niewiele mu ustępowałeś. Tylko w głowie wciąż przeważało siano...



Dziadek nie mylił się również co do dziewcząt. Zerkały na ciebie z zaciekawieniem, także te trochę starsze, i nagle zdawały się nie pamiętać chudego dziesięciolatka, który nie był w stanie dotknąć prawdziwego miecza bez zrobienia sobie krzywdy. Ha, te kilka lat później machałeś takim mieczem jak patykiem. Popisywałeś się chętnie. To robiło wrażenie. To wywoływało dziewczęce zachwyty. Ale nie podobało się innym młodzieńcom. Także tym trochę starszym. Zwłaszcza im.



Dopadli cię na uboczu podczas Festynu Lata. Pijani i w sześciu. Ty też miałeś nieco w czubie, bo pierwszy raz w życiu pozwolono ci skosztować trunku, więc zamiast złagodzić – zaogniłeś. Padły harde słowa, posypały się wyzwiska, poszły w ruch pięści. Wataha wilków otoczyła niedźwiedzia i choć broniłeś się szaleńczo, choć powaliłeś dwóch, musiałeś ulec tak jak wcześniej ugiąłeś się pod ciężarem miecza. Kopali cię i okładali drągami, któryś już sięgał po coś ostrego... I znów mogło skończyć się źle, lecz wciąż bystre oczy dziadka zobaczyły, co się dzieje. Staruszek krzyknął po pomoc, zbiegło się kilku mężczyzn, odciągnęli zaślepionych żądzą krwi młodziaków. Dziadek pomagał ci wstać i był naprawdę przerażony, bo leciałeś mu przez ręce. Potem w twojej pamięci zieje dziura. Od ojca wiesz, że przez cztery dni leżałeś nieprzytomny, a matka już niemal cię opłakiwała.



Tym razem, oprócz licznych stłuczeń i krwiaków, które w końcu się zagoiły – trzasnęła kość nosa. Pozostał ślad, druga blizna. Dziadek znów stwierdził, że to nie ostatnia i że to pewne jak śmierć.



Uśmiech znika z twoich ust. Dziadek jak zwykle się nie mylił. A już na pewno nie w sprawie śmierci.



Minęło kolejne pięć lat i nastały złe czasy.



Czasy podboju słabszych przez silniejszych... czy raczej mniej licznych przez liczniejszych, bo mieszkańcy twojej osady do słabych nie należeli. Właściwie było to jak atak na ciebie podczas Festynu Lata, tylko w niewyobrażalnie większej skali. Armia najeźdźcy zataczała wokół was coraz mniejsze kręgi, niby wzbierająca rzeka podmywająca drzewo na wzgórzu. Wiedzieliście, że ostateczna bitwa to kwestia kilku miesięcy. Żyliście z dnia na dzień w oczekiwaniu na najgorsze, z mocnym postanowieniem, że nie sprzedacie tanio skóry.



Agresor stawał się coraz bardziej zuchwały. Najpierw rozkradał wasze zbiory, potem połakomił się na młode kobiety i młodych mężczyzn – do służby w powstających warowniach, do pracy w kopalniach złota i miedzi. Krew się w tobie gotowała za każdym razem, gdy zbrojne poselstwo przybywało pod ostrokół. Wielokrotnie planowałeś zebrać wojowników i przypuścić atak na znienawidzonych posłańców wroga. Ale za każdym razem ojciec chwytał cię za ramię i przypominał, że taki akt szaleństwa przyniesie zgubę całej osadzie. Strząsałeś jego rękę i odchodziłeś w cień, wściekły, bezsilny i pełen rozgoryczenia.



Pewnego dnia przyjechali po ciebie.



Dowódca zbrojnych z wysokości siodła wskazał cię toporem i oznajmił, iż nadeszła pora, byś poświęcił się dla dobra wioski i poszedł pracować do kamieniołomów.



W jednej chwili zrozumiałeś, co chciał przekazać ci ojciec. Byłeś gotów podążyć za wrogiem choćby i na śmierć, żeby tylko osada ocalała. Wystąpiłeś z grupy stłoczonych rówieśników, wyciągnąłeś dłonie do założenia kajdan...



„Stać!”, rozległ się władczy okrzyk. „Nie ważcie się tknąć chłopaka!”



Wszyscy odwrócili głowy w stronę twojego dziadka. Staruszek stał przed chatą, wsparty na kiju, drżący ze słabości i wzburzenia. W ostatnich latach zaniemógł i rzadko wstawał z łóżka, słuch i wzrok jednak wciąż miał godne pozazdroszczenia. Musiał zobaczyć przez okno, co dzieje się na placu pod bramą.



Dowódca zbrojnych zsiadł z konia i podszedł wolno do mizernej postaci.



„Albo co zrobisz, staruchu?”, wycedził szyderczo przez zęby.



Dziadek wyprostował się, odrzucił kij. Patrzył na wroga bez lęku.



„Doszły mnie słuchy, że macie problemy z chętnymi na ofiarę i wasi bogowie się gniewają. Weźcie mnie zamiast młodego i złóżcie w ofierze. Weźcie mnie i przysięgnijcie, że młodemu nie spadnie włos z głowy, choćbyście zrównali wioskę z ziemią!”



Dowódca nie namyślał się długo.



„Istotnie, dobrowolna ofiara niesie wielką moc. Masz moje słowo, starcze”.



Nie pamiętasz, kiedy powaliłeś pilnującego cię strażnika, wyrwałeś mu topór i z rykiem rzuciłeś się na dowódcę. Nie mogłeś, po prostu nie mogłeś pozwolić, by ten plugawy wojak zabrał twojego dziadka i złożył jego życie w ofierze okrutnym bóstwom. Nikt i nic nie powstrzyma twojej ręki przed zabiciem tego ścierwa!...



Nikt – oprócz samego dziadka.



„Dork”, jego głos brzmiał łagodnie, gdy starzec stanął na twojej drodze. „Jestem śmiertelnie chory, niedługo zupełnie stracę władzę w mięśniach. Moje dalsze życie w osadzie nie ma sensu, byłbym tylko obciążeniem. Pozwól mi po raz ostatni na coś się przydać. Na ciebie czeka inne przeznaczenie, w innym miejscu i czasie. Musisz żyć, by je wypełnić”.



Otrząsasz się z zamyślenia, sam pośród nocy. Dalszego ciągu nie chcesz wspominać, choć natrętne obrazy z przeszłości powracają wciąż i wciąż. Obrazy, jak otoczony przez zbrojnych, bezsilny i zrozpaczony, musiałeś ulec, podczas gdy dowódca zakuwał twojego dziadka w kajdany. Obrazy, jak jeden z najeźdźców podniósł topór i zdzielił cię po twarzy obuchem – dla pewności, że nie sprawisz więcej kłopotów, bowiem dobrowolna ofiara twojego dziadka była zbyt kusząca, by pozwolić ci jej przeszkodzić. Obrazy, jak zadzior na obuchu przeorał ci skórę czoła, policzka i szyi, zostawiając pamiątkę na resztę życia.



Trzecią bliznę.



Tamtego dnia poprzysiągłeś sobie, że już nigdy żadna blizna na twoim ciele nie powstanie bez twojej zgody. Każdą wytniesz sobie sam. Jeden ślad za jednego zabitego.



Twoja osada nie istnieje, twoi bliscy zostali wyrżnięci podczas bitwy, do której w końcu doszło, dużo później. Ale dowódca zbrojnych dotrzymał słowa, zachował cię przy życiu. Ku własnej zgubie. Bo jeśli trzy blizny czegoś cię nauczyły, to cierpliwości.



Dziadek jak zwykle miał rację. Twoje przeznaczenie jeszcze się nie wypełniło.



Dorzucasz drewna do ogniska, płomienie buchają jaśniej i żwawiej. Wyciągasz dłonie ku ciepłu i światłu. Trzy proste cięcia na przedramieniu stają się lepiej widoczne. Jeden ślad za jednego zabitego.



Do zabicia zostało ich jeszcze wielu, bardzo wielu.



Ale ty masz jeszcze mnóstwo miejsca na rękach.


wtorek, 23 września 2014

Zaklęty Las - z czym to się je?

Czym jest Zaklęty Las?

To takie miejsce za siódmą górą i dziesiątą rzeką, gdzie leżą skarby, czają się potwory i dzieje się mnóstwo okropnych rzeczy. Historię tego tajemniczego zakątka przybliżymy wam w innym miejscu, na razie musicie wiedzieć, że:
  • Zaklęty Las jest wredny i podstępny,
  • Zaklęty Las ma wrednych i podstępnych mieszkańców,
  • na końcu podroży w Zaklętym Lesie czeka wredny i podstępny boss,
  • wszystko w Zaklętym Lesie, co nie jest wredne i podstępne, i tak zamierza was zjeść,
  • ale czeka was tutaj niezapomniana przygoda!

Przygoda? Wow! Jaka przygoda?

Przygoda w formie gry planszowej z gamą barwnych postaci do wyboru i kilkoma krainami do odwiedzenia. Natkniecie się tutaj na tajemnicze podziemia, nieprzyjazne osady, zabójcze potwory, krwiożercze wiedźmy, wkurzonych elfów, zmienną pogodę, kapryśny wulkan oraz każdy inny kataklizm czy nieszczęście, jakie możecie sobie wyobrazić.


Co w niej takiego wyjątkowego?

Jest to gra zespołowa – gracze contra Las. Zapomnijcie o rywalizacji na planszy i groźbie zerwania wieloletnich przyjaźni! Każda przygoda potrzebuje bowiem tylko czterech rzeczy: dobrej drużyny, dobrego ekwipunku, dobrego celu i dobrego przeciwnika. Zaklęty Las daje to wszystko: możliwość zdobycia mniej lub bardziej potężnych artefaktów (bo bez nich jesteś trup), możliwość współpracy między graczami (bo bez niej tym bardziej jesteś trup), możliwość odnalezienia skarbu i pokonania jego strażnika (inaczej strażnik sam przyjdzie i będziesz trup), a tym samym – usunięcia źródła Zła w Zaklętym Lesie (bo w przeciwnym wypadku cały świat... czy musimy mówić, co się z nim stanie?).


Skąd wziął się Zaklęty Las?

W uniwersum gry – Zaklęty Las to wytwór chorej wyobraźni jednego z finalnych czarnych charakterów; taki straszak na nieproszonych gości, by ukryć skarby i zakazane eksperymenty magiczne. W naszym uniwersum – to wymysł chorej wyobraźni autorek; taki wabik na graczy, by zdobyli owe skarby i rozprawili się ze Straszliwym Bossem!